Zbiór moich zasad bezpiecznego przeglądania stron internetowych

W tym wpisie wymienię i opiszę kilka zasad, którymi sam kieruję się podczas codziennego przeglądania stron internetowych. Czynność ta stała się jedną z ważniejszych wykonywanych przy użyciu komputera, a sama przeglądarka stała się programem, który uruchomiony jest niemalże przez cały czas gdy komputer jest włączony. Z tych właśnie powodów wiele wektorów ataku wykorzystywać może słabości związane właśnie z oprogramowaniem służącym do przeglądania stron internetowych. Warto więc zadać sobie pewien trud i zastanowić się nad bezpieczeństwem “surfowania” (ostatnio, odkąd Internet spowszedniał, chyba już rzadziej spotykane słowo).

0. Zasada z zerowym numerem, niejako w charakterze oczywistości, dotyczy korzystania na co dzień z konta zwykłego użytkownika, była o tym szerzej mowa w poprzednim wpisie. Tak więc przeglądarka internetowa, jak również wszelkie inne programy niezbędne w codziennej pracy uruchamiam z konta zwykłego użytkownika.

1. Dbam o aktualność przeglądarki internetowej, ale również oprogramowania “około-przeglądarkowego”. Mam tutaj na myśli wtyczkę Adobe Flash, która ponoć znajduje się w dziewięćdziesięciu-kilku procentach komputerów na świecie i w której też znajdowane są błędy mogące zagrażać bezpieczeństwu. Eliminowanie takich krytycznych błędów jest podstawowym uzasadnieniem dla dbania o posiadanie aktualnych wersji programów. Uaktualniam obie wersje zarówno dla Internet Explorer’a jak i dla Opery i Firefoxa. Uaktualniam również regularnie czytnik PDF Adobe Reader i Java Runtime Enviroment.

Ponieważ komunikaty o nowych wersjach oprogramowania nie zawsze się pojawiają wtedy, gdy powinny, a użytkownicy systemu Windows nie dysponują dobrodziejstwami znanych z linuksowych repozytoriów sprawdzam ręcznie czy dostępne są nowe wersje programów. Dobrym miejscem, w którym można szybko sprawdzić dostępność nowych wersji wielu programów jest FileHippo. Korzystam z RSS tego serwisu, więc wiem niemalże natychmiast, że pojawiła się nowa wersja Adobe Reader i trzeba dokonać aktualizacji.

2. Na co dzień korzystam z przeglądarki Firefox - używam bardzo użytecznego dodatku jakim jest Web of Trust, który informuje mnie o złej lub dobrej reputacji odwiedzanej witryny. Innym tego typu dodatkiem jest McAfee SiteAdvisor. Jeżeli dostanę ostrzeżenie, że ze stroną coś jest nie w porządku to na nią nie wchodzę.

3. Korzystam z oprogramowania izolującego przeglądarkę internetową - Sandboxie z dodatkowo ustawionymi obostrzeniami na uruchamianie programów tylko z wyznaczonej przeze mnie listy. Sandboxie przechwytuje wszystkie operacje zapisu na dysku procesu i kieruje je do określonego folderu. Program jest niczego nie świadomy, a użytkownik ma pełen wgląd w zmiany na dysku jakie on wprowadza. Oczywiście przeglądarka internetowa aby działać prawidłowo musi mieć skonfigurowany dostęp bezpośredni do swojego profilu, jest to jednak jedyna “dziura” w piaskownicy, która z resztą ustawia się domyślnie, bo Sandboxie “zna” wszystkie popularne przeglądarki.

Zdecydowałem się na dodatkową izolację przeglądarki po przeczytaniu wywiadu z Joanną Rutkowską, która sama stosuje jeszcze silniejsze rozwiązanie w postaci przeglądania stron internetowych z wirtualnych maszyn VMware. Uważam, że Sandboxie jest rozsądnym kompromisem pomiędzy wygodą i szybkością “uwolnionej” przeglądarki a bezpieczeństwem maszyny wirtualnej. Niewątpliwie złamanie całego hypervisor’a byłoby o wiele trudniejsze niż “piaskownicy”, ale w grę wchodzi też wygoda i szybkość działania. Korzystanie z maszyny wirtualnej nawet na sprzęcie z 2 GiB pamięci oraz 2 rdzeniowym procesorem wnosi jednak pewien narzut wydajnościowy. Okienko wirtualnego komputera nie przełącza się tak szybko i sprawnie jak okienka zwykłych aplikacji, zaś ogólne spowolnienie całego komputera wynikające z dużego użycia pamięci i częstego “wymiatania” stron pamięci do pliku wymiany jest nieprzyjemnie odczuwalne. Przeglądarka zamknięta w “piaskownicy” działa praktycznie tak samo sprawnie jakby działała poza nią. Dodatkowa opcja blokowania uruchamiania programów przez proces z piaskownicy również podnosi poziom bezpieczeństwa. Naturalnie, jeżeli dysponujemy potężnym sprzętem (w linkowanym wywiadzie mowa jest o 8 rdzeniowym procesorze i 16 GiB pamięci) i nie musimy martwić się o spadek szybkości działania komputera to lepiej jest rzeczywiście użyć wirtualnych maszyn do korzystania z Internetu

4. Używam oddzielnej przeglądarki gdy muszę świadomie odwiedzić bardziej mroczne zakamarki Internetu. Korzystam wtedy z Opery (również w piaskownicy) z wyłączonymi skryptami, obsługą Javy, wtyczek i ciasteczek. Jeżeli jakaś strona nie wyświetla się z powodu tej rygorystycznej konfiguracji no to trudno.

5. Do wykonywania wrażliwych operacji (np. bankowość) zdecydowałem się na wszelki wypadek używać jednak maszyny wirtualnej. Mój hypervisor to darmowy Sun VirtualBox a systemem gościa jest Xubuntu - ze względu na lekkie środowisko Xfce. Maszyna ma przydzielone 384 MiB pamięci przez co włącza się i zapisuje swój stan bardzo szybko. Taka ilość pamięci wystarcza do tego aby wykonać coś na stronie Internetowej jak również sprawnie (bez “zamulania”) przełączać się do pozostałych uruchomianych programów.

Ostatnia zasada może nie musi być właściwie wymieniana, bo wie o niej chyba każdy. Chodzi oczywiście o zdrowy rozsądek. Staram się zastanawiać zanim gdziekolwiek kliknę, staram się nie uruchamiać podejrzanych plików (jeżeli już muszę to obowiązkowo najpierw z maszyny wirtualnej przeznaczonej do takich właśnie eksperymentów), uważnie przyglądam się programom, które instaluję w swoim systemie etc.